4 Śmierć kliniczna - powrót do ciała



ŚMIERĆ KLINICZNA          -   ROZDZIAŁ IV
POWRÓT DO CIAŁA
 

 KOSMOS ZNANY  I  NIEZNANY
W momencie, gdy zdałam sobie sprawę, że posiadam coś więcej niż samą siebie, zapragnęłam ruszyć w dalszą drogę, do 

domu i rodziny. Zjawa nie miała żadnego sprzeciwu i z pozycji spoczynku obie ruszyłyśmy dalej. Teraz już leciałam w przestworzach wszechświata. W mgnieniu oka mijałam drobne białe punkciki - mogę je sobie tłumaczyć, że były nimi gwiazdy. Zwróciłam się do Zjawy i zapytałam:
-Czy mogę zobaczyć z góry Ziemię?
-Tak, polecimy do niej - rzekła.
Poleciałyśmy w jej kierunku. Cały Czas Zjawa mnie prowadziła. Bardzo kochałam przyrodę i całą naturę ziemską. Wychowałam się na jej łonie. 



We mnie drzemała wrodzona troska o jej losy, Dlatego bardzo chciałam zobaczyć ją z góry. W chwili, gdy leciałyśmy w jej kierunku mijałam w niesamowitym tempie przestworza kosmosu. Wyglądał on trochę inaczej niż widzimy to z pozycji ziemi. Większość obrazów nie można było pochwycić - chyba z powodu prędkości. Ale gdy jakaś dziwna plama mnie zainteresowała zaraz prędkość ustawała i mogłam się jej lepiej przyjrzeć - było to na tej samej zasadzie, co film przeszłości, ale z tą różnicą, że teraz były kolory. Plamy te pulsowały w taki sposób jak magma we wrzącym wulkanie - widać było coś w rodzaju wrzenia, czy ruchu. Im bliżej Ziemi się znajdowałyśmy, tym coraz więcej mijałyśmy "piłek", które mogę kojarzyć z planetami. W końcu między tymi planetami Ona jedna się wyłoniła. Nagle ujrzałam jej obraz z takiej wysokości, jakiej obserwuje ją satelita. Świeciła kolorami; czerwienią żółtym oranżem, zielenią i niebieskim. Wokół Ziemi widoczna była cytrynowa aura, czyli jasny pierścień światła w kolorze cytryny i bieli. Widok na nią był urzekający. Kolory Ziemi były prawidłowe, tak jak jest w rzeczywistości. Przyglądałam się i podziwiałam ją taką, jaka była. Miałam również wgląd w ukształtowanie lądów i wody. Jednak to, co widziałam, było czymś więcej niż zwykła obserwacja. Wszystkie satelity widzą lądy stojące, trwające w miejscu. Ja widziałam jak lądy przemieszczają się i zmieniają swe kształty. Było to coś, co bardziej przypominało zapis dziejów Ziemi. Widziałam jak Afryka parła na wschodnią część Europy. Wody Atlantyku parły na wschodnią część obu Ameryk w taki sposób, że północna część Ameryki dobijała do Skandynawii. Nie wiem czy cofałam się w przeszłość dziejów naszej planety, czy też był to wgląd w jej przyszłość i mogłam zarejestrować jak będą przesuwały się kontynenty. Jedno jest pewne widok ten wprawił mnie w szok, bo widziałam to, czego nikt z ludzi nie zobaczy.
-To niesamowite - myślę.
Ogólnie cały ten proces wyglądał tak, jakby gęsta maź o różnych kolorach wymijała się tworząc niesamowite za wirowane kształty. Widać było jak barwa czerwona i pomarańczowa zmieniła swe położenie, przesuwając w inne miejsce. Widać też było jak niektóre z nich zanikały by i w to miejsce powstały inne. W tym całym procesie kolor niebieski zanikał a więcej pojawiało się koloru miodowego. Zauważyłam również, że szybsze ruchy były od południa planety a wolniejsze od północy. Do chwili obecnej nie wiem, czy to, co widziałam to są dzieje "jutra", bo z tej obserwacji wynikało, że nasza planeta będzie tracić wodę, co może nas ludzi niepokoić. Myślę sobie "skoro ja to widzę to tym bardziej widzi to i Zjawa". Wtedy z przerażeniem powróciły do mojej świadomości poczynania ludzi. Tu wpadł mi do głowy biblijny przekaz o końcu świata. Myśl ta bardzo mnie zaniepokoiła, więc postanowiłam zapytać o to Zjawę.
-Czy nastąpi koniec świata?
-Wszystko, co żywe, kiedyś musi odejść - rzekła krótko.
I znowu olśnienie przetoczyło się przez mój umysł. Ziemia jak każda inna forma materii musi odejść, bo taki jest porządek wszechrzeczy. Ona ma okres swego istnienia jak każdy z nas. Ale to jak długo będzie żyć, zależy od nas ludzi.
- Każda "komórka" ma zdolność do obrony - rzekła na pocieszenie
-Tylko jak się Ziemia może chronić przed człowiekiem - pytam.
-Człowiek niczym wirus ją tylko osłabia, lecz nie spowoduje jej zagłady.
W rozmyślaniach o Ziemi w analogiczny sposób porównałam swoje życie i zdrowie.
Zrozumiałam jak bardzo ważny jest mój sposób obchodzenia się z ciałem. Pojęłam, że natura jest tak zbudowana, iż w niebezpiecznych przypadkach zachowuje pełną zdolność do obrony. My również bronimy się przed chorobami i agresorami.
Myślę sobie; tak jest naprawdę i w życiu i biologii. Ale są też i takie przypadki, że tempo i siła niczym zaraza uniemożliwia samoobronę. Nie satysfakcjonowała mnie ta odpowiedź, gdyż nadal nie dawała mi duchowego samopoczucia dla bezpieczeństwa Ziemi. Wiedziałam, jakie są skutki broni atomowej i jej podobnym. Zjawa wyczuła moje obawy, bo odwróciła moją uwagę od Ziemi i telepatycznie kazała mi podążać za sobą. Ziemia bardzo szybko oddaliła się od nas i nagle jakby z pozycji pierwszego piętra ujrzałam coś nowego i jakże równie pięknego i niesamowitego. Teraz Ziemia była już maleńkim punkcikiem. Teraz też obserwuje niesamowite rzeczy, a to, co zobaczyłam nie jest znane naszym astrofizykom. Widzę trzy jakieś przeźroczyste płyny niczym trzy kolorowe wstęgi rzek. Wiją się one na ciemno-niebieskiej przestrzeni (próżni). Nagle na tym miejscu rozbryzgują się w ogromnej ilości ogniste iskry przypominające zimne ognie. Efekt tego był niesamowity i niezrozumiały. Zjawa przybliżyła nas do jednego z tych rozbryzgujących ujęć. Poczułam ich bliskość, bo nawet zachowując ludzkie odruchy lękałam się o własne bezpieczeństwo - to była ogromna moc i siła. Jedno takie ogniste ogniwo leciało wprost na mnie, a w oddali bardzo wyraźnie było widać kosmiczną burzę z ogromną ilością wyładowań niesamowitej energii o różowo- czerwonej barwie a w innej części barwa tegoż wyładowania przybrała błękitno- seledynowy odcień. Natomiast białe lśniące iskierki wnikały w materie o różnych barwach. Kolory tych materii były naturalne, jakby związki chemiczne kształtowały ich barwę. Tam, gdzie wniknęła iskra pozostawała czarna blizna jak wypalona dziura, wokół której osadziła się zwęglona substancja zatrzymująca uciekanie materii -niczym kosmiczna czarna dziura. Wtedy szybko domyśliłam się, że chyba jestem świadkiem tego, jak powstaje Wszechświat. Czułam się dumna i oszołomiona tym, że jestem tak blisko tych niesamowitych reakcji podczas powstawania procesów w kosmosie, czy też narodzin naszego Wszechświata.
-Nie do wiary, tego nikt z ludzi sobie nawet nie wyobraża. Widzę to, czego nie rejestrują jeszcze nasze głowy - zupełnie jak to było z Kopernikiem. To nie jest tor naszego naukowego myślenia. Nikt mi nie uwierzy, że jest inaczej niż myślimy. To, co widzę nie jest również na mój umysł. Nigdy tego nie wyjawię, bo się ze mnie będą naśmiewać. Ja to muszę namalować, by w ten sposób, chociaż zaznaczyć tą rzeczywistość. 
Szok, jakiego doświadczyłam sprawił, że na chwilę zapomniałam o Ziemi. Zjawa chyba czuwała nade mną, bo zaraz dała znak by powrócić do naszej przestrzeni. Nie śmiałam pytać o cokolwiek na temat tego, co widziałam, gdyż nie znana mi była ta wiedza i tak dalece nie pociągała mnie. Teraz już wiem jak to jest ważne dla naszej planety.

     Kiedy już znalazłyśmy się w naszej granatowej przestrzeni, powrócił temat o Ziemi. Zjawa chyba chciała mi pokazać jak niewielka jest ta planeta w porównaniu z kosmosem i wszechświatem, oraz Wszechrzeczą (ich głównym ogniwem). Po tym, co zobaczyłam uspokoiłam się. Wiedziałam już, jak potężną bronią dysponuje Kosmos. Wiedziałam jak łatwo może z tej broni zniknąć człowiek, gdy tylko przekroczy tolerancję błędu. Zrozumiałam też, że ta planeta jest jak niewielka komórka w wielu złożonych i powiązanych ze sobą układów stanowiących jedną całość, czyli Stwórcę. Nic, co dzieje się w jego "wnętrzu" nie uchodzi bez echa. Za wszystkie ogniwa odpowiada reakcja, przez którą przenikają wzajemne informacje o każdych zmianach -zupełnie tak samo jak to się dzieje w naszym organizmie.
 Dopiero teraz, uspokoiłam się, bo zrozumiałam, że są jeszcze inne czynniki poza Ziemią które ją chronią. My również sięgamy po lekarstwa, gdy uznamy, że organizm nie jest w stanie sam zwalczyć choroby.
-,Jeśli ludzie w Kosmosie będą tak samo postępować jak na Ziemi.?- Pytam
-Im dalej tym mniej bezpiecznie.- Rzekła.
   Szybko pojęłam, że oznaczało by to naruszenie praw natury i niechybny  koniec istnienia gatunku ludzkiego. Oznacza to, że nie będzie końca świata, lecz koniec istnienia ludzkości. Natura zastosuje na nas antidotum i człowiek zostanie zgładzony jako przysłowiowy groźny szkodnik dla tego czegoś, czego jeszcze nie znamy, lecz zwiemy Bogiem. Szybko też pojęłam jak ważna spoczywa na nas odpowiedzialność za planetę, która jest matką żywicielką.
-,Co ja taka mała istotka i jedna mogę zrobić, by pomóc Ziemi, oraz uchronić ludzi przed ich zgubą. - Pytam Zjawę.
Tym razem nie otrzymałam na nie odpowiedzi. Natomiast czułam, że to, czego się teraz nauczyłam będzie miało duży wpływ na dalszą moją przyszłość. Zjawa dała mi wiedzę, a reakcję na nią pozostawiła mi samej. Czułam również, że będzie mi sprzyjała. Wiedziałam, że będzie to dla mnie duże wyzwanie, gdyż nie należę do takiej elity, gdzie łatwo idzie się przez życie.  
Teraz ja i Zjawa poleciałyśmy dalej. Za nami nie było widać już cudownej Rajskiej Krainy, nie było widać już tęczowej wstęgi i zniknął już wizerunek sali, oraz różne jaśniejsze i ciemniejsze punkty. Mijałyśmy je bardzo szybko w taki sam sposób jak na początku. Mój wzrok nie zawsze mógł na nich się zatrzymać. Leciałyśmy w ciszy. W pewnym momencie dostrzegłam, że w oddali wyłania się różowa plazma. Była wyblakła, nieczysta, trochę mieszająca się z granatem. Widać w niej było coś w rodzaju zawirowania, wiru wodnego. Bardzo mnie to zaciekawiło, ponieważ było inne. Było to coś nowego i tajemniczego. Nigdy dotąd tego czegoś nie widziałam. Zaczęłam zbliżać się ku tej nieznanej materii. Zorientowałam się, że Zjawa
pozostała w tyle i nagle zatrzymała się.    
-Nie leć tam, wracaj szybko! - Nawoływała do mnie.
  Wyczułam ją telepatycznie natychmiast. Po raz pierwszy od niej emanował niepokój o mnie - jak matkę, gdy zagrożone jest dziecko. Natychmiast zawróciłam ale jeszcze obejrzałam się za siebie, by upewnić się, czy nic mnie nie goni. Wyobrażałam sobie, że zły duch podobny Zjawie wyłoni się by mnie wciągnąć w tę czerwoną materię niczym w piekło. Był to dla mnie najbardziej dramatyczny moment, całego mojego doświadczenia z innym wymiarem. Do dziś nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tam nie dane mi było polecieć i dlaczego również Zjawa trzymała się od tego miejsca z daleka. Może to było prawdziwe piekło, a może podział obowiązków na strefy, w której już Zjawa nie miała pieczy. Czyżby i TAM istniał określony porządek i nieznane bariery. Czy TAM też są granice, których przekraczać niewolno. Jedno jest pewne ja również do czerwonej materii nie byłam pisana. Po tym wydarzeniu już miałam dość wrażeń. Postanowiłam już o nic nie pytać. Niezwłocznie zapragnęłam powrotu do domu.

                                                                              
POWRÓT DO CIAŁA
Po tej scenie strach opuścił moją ciekawość. Bliższe memu sercu było własne bezpieczeństwo. Jak najszybciej chciałam opuścić ten świat. Dziś żałuję, że nie zapytałam o to, czym jest różowa materia i dlaczego nie można w niej przebywać.
Moje pragnienie Zjawa wysłuchała i poprowadziła mnie do drogi, którą już przebywałam sama. Było to tajemnicze i nieznane miejsce, ale także bezpieczne, bo nie można było z niej zboczyć. Przypominała kształtem rurę o czarnym ubarwieniu, powszechnie zwanym czarnym tunelem. Przed wejściem do tunelu jeszcze skierowałam się twarzą do Zjawy, aby dać jej wyraz wdzięczności za wszystko co poznałam i czego się nauczyłam. Kiedy odwróciłam się, Zjawy przy mnie już nie było. Żal mi się zrobiło. Nie zdołałam się z nią pożegnać ani jej podziękować. Rozstanie się z nią było dla mnie bardzo bolesne do tego stopnia, że mogłabym uronić łzy, gdyby tam można było płakać. Nie zdołałam wyrazić jej tego, co czułam. Jednak myślę i jestem tego pewna, że Ona to odebrała, bo serce moje czuło jej silne emanacje. Między mną a Zjawą w czasie tej podróży powstała więź o znacznie silniejszym określeniu niż przyjaciel, bo była atmosfera o idealnej harmonii ducha, ciepła i promieniowania bliżej nieokreślonej miłości. Skierowałam się w głąb tej drogi. Leciałam coraz bardziej ku jej wylotowi i rejestrowałam to, co mnie otaczało. Nie wiem, czemu kojarzyłam ją z łonem matki, pępowiną i ciałem. Mogę jedynie przypuszczać, że chodzi tu jedynie o odrodzenie - symbol nowego życia.
Wracałam po to, bym mogła się drugi raz narodzić. Im bliżej byłam wylotu, tym coraz jaśniejsza wydawała się jej otoczka, aż w końcu ukazała się jako szaro- mglista część tunelu. Tunel stawał się coraz rzadszy, jak rozwiany dym, aż w końcu w jego konturach zobaczyłam pomieszczenie z pacjentkami. Odzyskałam przytomność, otworzyłam oczy. Obok mnie byli lekarze i sprzęt podtrzymujący życie.
-Gdzie ja jestem? Gdzie kwiaty? Gdzie jest ta łąka? - Zaczęłam bełkotać.
W tej chwili dostrzegłam ironiczny uśmiech na twarzy młodego lekarza. Był to zabójczy cios we mnie. Poczerwieniałam ze wstydu. Odwróciłam głowę do okna, by na nich nie patrzeć i zapragnęłam ponownie umrzeć, wrócić do tamtego świata. Ta rzeczywistość była mi obca i brzydka, a w dodatku zostałam źle potraktowana.
To wszystko spowodowało, że chciałam coś zrobić, by powrócić tam, gdzie chwile były piękne a wszystko było jednią miłości.
      Wkrótce okazało się, że mój stan był bardzo poważny. Po odzyskaniu przytomności jeszcze nie dokładnie reagowałam na bodźce zewnętrzne. Mierzono mi w ciągu dnia wielokrotnie ciśnienie, bo kilka razy traciłam przytomność, ale już nie rejestrowałam żadnych pośmiertnych obrazów. Mój stan zdrowia był w dalszym ciągu zagrożony. Później już sama czułam, że zagrożenie minęło, Czułam się silna ale nadal źle i błędnie odpowiadałam na pytania, bo przez kilka dni moja głowa nie funkcjonowała poprawnie. Miałam problemy z określeniem nazw, przedmiotów, wyrażania swoich potrzeb a to, dlatego iż nastąpiły martwicze zmiany w mózgu i pamięć się uszkodziła. Unikałam nadmiernej rozmowy, by nie być postrzeganą za chorą  psychicznie. Nasłuchiwałam rozmów innych, by unormować swój język. W głębi duszy czułam się jak małe dziecko, które dopiero uczy się mówić. Od lekarza dowiedziałam się, że na stan zagrożenia życia przy trzecim dziecku złożyły się ciąża zagrożona, oraz niewydolność pracy nerek. Lekarz zapewniał mnie, że wszystko szybko wróci do normy. Tak też się stało. Ale o tym, co przeszłam powracając do zdrowia opiszę w dalszej części pamiętnika.
  Doświadczenie śmierci klinicznej całkowicie odmieniło mnie i moje życie. Moje zmiany w zachowaniu i postępowaniu odczuł mąż, twierdził, że nie jestem tą Alicją, którą poślubił. Zmieniły się również moje poglądy o śmierci. Teraz już wiem, że to, co się przeżywa niewiele wspólnego ma z narkozą, czego dowodzą obrazy odbierane w tym samym czasie w różnych gamach barw. Dowodzą tego również doznania idealnie zgrane z charakterem i osobowością. Dowodzi tego również odwaga, bo nie boje się śmierci, gdyż mam tę pewność, że nadal będę istniała, jeśli nie Tu jako śmiertelnik, to Tam jako duch i zawsze ze swoją świadomością. Szanuję również to doświadczenie, gdyż miało niebywały wpływ na moje podejście do życia, bo niejednemu psychologowi nie udało się zrobić tak wiele w tak krótkim czasie. Dziś wiem, że nie ważne jest to czy pośmiertne obrazy są fikcją, ważne jest, że stają się elementem życia i stanowią "cegłę", która wzmacnia konstrukcję każdego człowieka.
Dla mnie to doświadczenie nadało nowej idei życia, bo stało się furtką do poznawania tajemnicy potęgi umysłu a w ślad za tym zagłębianie się w dziedzinę parapsychologii. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

DUCHY NAS WIDZĄ

Nie ściągajcie duchów do swoich domów! -cz1