SPÓR o śmierć kliniczną

SPÓR O ŚMIERĆ KLINICZNĄ

Wgląd do "ukrytych drzwi w najgłębszym i najtajniejszym zakątku duszy" ma każdy z nas i może zastanawiać się, z czego one się biorą. Jednak są tacy, co próbują negować naturalne doznania, przypisując ich działanie wpływom czynników biochemicznych, choć wiemy, że nie są produktem człowieka, bo istniały w nas z dniem narodzin a dalej są inspiracją dla naszego ega. Temat ten rozprawiany jest przez wielu specjalistów na świecie. Jednak są i tacy, co próbują podważać istnienie nie wymiernej rzeczywistości i tylko, dlatego, że coś przypadkiem odkryli.
-"Do sensacyjnego odkrycia - pisze w nr 40 tygodnik "Kulisy" z 4.X. 2002r.- doszli przypadkiem naukowcy z uniwersytetów w Genewie i Lozannie pod kierownictwem prof. Olafa Blany. Zajmowali się terapią u 43 letniej pacjentki cierpiącej na epilepsję. Za pomocą elektrod poszukiwali obszarów mózgu odpowiedzialnego za ataki epilepsji. Podczas stymulacji jednego obszaru tzw., yrusangularis wywołano u kobiety wrażenie opuszczania ciała. - Widzę siebie z góry, leżącą na łóżku, ale dostrzegam tylko nogi i koniec łóżka - opowiada pacjentka. Aby potwierdzić, że kobieta rzeczywiście czuje, jakby znajdowała się ponad samą sobą - wielokrotnie proszono ją, aby poruszyła rękami i nogami. Wtedy okazało się, że pacjentka widziała zawsze tą samą część ciała, którą zawsze poruszała podczas stymulacji.
- Nie wyjaśniliśmy jeszcze do końca tego mechanizmu, ale możemy przyjąć, że gyrus angularis odpowiada za postrzeganie własnego ciała. Co ciekawe wcale nie stwierdziliśmy w nim źródeł epilepsji - wyjaśnił Olaf Blany. (Dalej czytamy) Część naukowców twierdziła, że podczas wrażenia opuszczania ciała mózg wydziela endorfiny, czyli neuro hormony, wywołujące uczucie euforii"
-"Sensacja goni sensację - pisze Nieznany Świat. Najpierw pewien amerykański profesor, ogłosił, że znalazł w ludzkim mózgu miejsce gdzie mieszka Bóg. Zdaniem Andrewa Newberga ze szpitala uniwersyteckiego w Pensylwanii Bóg ulokował się w tyle naszej czaszki a do takiego wniosku przywiodła go seria zdjęć rentgenowskich, jakie wykonał medytującym mnichom tybetańskim i modlącym się siostrom zakonnym. Znajdując się w podwyższonym stanie ducha, mieli oni odczucie bycia jedności z istnieniem, co wzmagało aktywność pewnej części ich mózgu, a ściślej mówiąc jego prawej strony. Ponieważ z Bogiem po wydanie Mu nakazu kwaterunkowego upoważniającego do zajęcia określonych komórek mózgu - jest chwilowo spokój, zabrano się za śmierć kliniczną. Szwajcarscy i francuscy neurolodzy doszli do wniosku, że nic takiego w rzeczywistości nie istnieje, podobnie zresztą jak zjawisko OBE, a za uczucie opuszczania ciała odpowiedzialne jest miejsce w mózgu zwane Gyrus angularis, o czym doniósł polski periodyk Kulisy (czytaj dalej).
Z tezą tą polemizuje Alicja Ziętek - osoba, która sama przeżyła śmierć kliniczną doznając w jej trakcie licznych wielowątkowych dokładnie opisanych przez nią przeżyć, jakie zaprezentowaliśmy w wydanej przez Nieznany Świat książce "Polskie życie pożyciu".
--Artykuł, który pojawił się w "Kulisach" Życia Warszawy pt. "WOJNA" O ŚMIERĆ KLINICZNĄ obudził we mnie protest. Nie ukrywam, że w artykule tym przytoczono relację z mojego doświadczenia, a że nie podpisuję się pod tym artykułem natychmiast zareagowałam i postanowiłam udowodnić, że te osiągnięcia nie przesądzają o tym, że śmierć kliniczna nie istnieje. Przytoczone przypadki ludzi, którzy otarli się o śmierć pochodzą z archiwum z przed wielu lat. Dziś ludzie ci mogą wiedzieć więcej o tym doświadczeniu i mogą mieć za sobą bagaż wiedzy. Próba interpretacji zjawiska sformułowanego przez Olafa Blany'ego nie przemawia za racją naukowców z Genewy i Lozanny. Gdyż to, co wyjaśnił Olaf Blany w związku z tym, co widziała pacjentka, nie jest niczym nowym. Wyjaśnieniu tego rodzaju stanów służyły m.in. badania przeprowadzane przez wiele placówek naukowych na świecie z udziałem ludzi mających zdolność do samoistnego opuszczania ciała (OBE) np.: Eksperymenty Carlesa Tarta: "Kobieta doświadczona w przeżyciach OBE, podłączona do urządzeń EEG, była w stanie leżąc w jednym pokoju, przeczytać pięciocyfrowy numer umieszczony na szafie w drugim pokoju. Karlis Osis opisuje jeszcze inny eksperyment, w którym osoba ze zdolnością OBE, była w jednym pokoju, a w drugim znajdował się unikatowy typ urządzenia do badań nad ESP. To, co aparat ten generował i pokazywał było widoczne dla kogoś stojącego dokładnie na wprost urządzenia. Kobieta poddana temu eksperymentowi niezawodnie podawała właściwe odpowiedzi. Inny badacz John Palmer do stanu OBE wprowadzał za pomocą spirali wirującej w polu widzenia badanego /metoda używana do hipnozy/. Zaś Robert Morris do udokumentowania swych badań używał zwierząt, które reagowały, gdy miały do czynienia z obecnością osoby, opuszczającej ciało. Wszyscy badani wykonywali polecenia badaczy, co oznacza, iż nie tracili kontaktu słuchowego z badaczem mimo wyjścia poza ciało.
Moje przeżycia przyczyniły się do tego, że zaczęłam zagłębiać się w związaną z nimi literaturę. I choć nie jestem lekarzem, ani nie dysponuje profesjonalnymi urządzeniami, należę do uważnych obserwatorów i analityków, co umożliwia mi weryfikację wielu faktów związanych ze strefą zjawiska PSI. Zanim jednak przejdę do istoty śmierci klinicznej krótko jeszcze o odkryciach naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Oto ich spostrzeżenia:
"Zaledwie osiem godzin po przyjściu na świat 23.IX.1984r. mały Ryan Peterson miał pierwszy atak epilepsji. Zanim skończył trzy miesiące ataki pojawiły się nawet pięć razy dziennie. Później mimo podawania leków, miał ich aż 15 a nawet 20 w ciągu doby, zmiany nie następowały. Dzieci z tak ostrą padaczką rzadko dożywają dłużej niż 10 lat. Kiedy Ryan w raz z rodzicami był w odwiedzinach u swoich rodziców w Kalifornii, jego stan znacznie się pogorszył. Czas trwania kolejnych napadów wydłużył się nawet do 40-50 minut. Dziecko w stanie bardzo ciężkim przewieziono do szpitala klinicznego Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles /UCLA/. Metodą pozytronowej tomografii
emisyjnej, ustalono tam, iż źródło choroby tkwi w lewej połowie mózgu. Ryan został poddany skomplikowanej operacji, która trwała 7 godzin.. Po operacji ataki ustały. Dalszy powrót do zdrowia należy przypisać niezwykłym właściwościom mózgu dziecka, który często jest wstanie zregenerować się tak, by pewne jego części przejęły funkcje tych, które zostały uszkodzone, lub usunięte. W przypadku człowieka dorosłego jest to niemożliwe. Mózg dorosłego i mózg dziecka zasadniczo się różnią. Po pierwsze między 3 a 11 rokiem życia mózg ma o wiele szybszy metabolizm, czyli zużywa znacznie więcej energii do swego rozwoju. Ponadto w dzieciństwie mózg ma znaczną nadwyżkę neuronów oraz synaps, przez które komórki nerwowe porozumiewają się ze sobą. Wszystko wskazuje na to, iż w przypadku uszkodzenia lub usunięcia tkanki mózgowej dziecko wykorzystuje tę nadwyżkę. Kiedy Ryan został uwolniony od ataków padaczki /epilepsji/, chłopiec w ciągu czterech lat nauczył się mówić. Obserwując z coraz większym zdumieniem ogromne postępy syna, pani Peterson opowiedziała lekarzom, iż ma wrażenie jakby Ryan urodził się w dniu operacji."

Inne przypadki badań nad odmiennymi stanami świadomości:
"Podczas słynnej serii eksperymentów przeprowadzonych w latach pięćdziesiątych pod kierownictwem Johna C. Lilly naukowcy wywoływali halucynacje u uczestników, odcinając ich od wpływu bodźców z otoczenia. Zanurzono ich nago w ciemnych dźwiękoszczelnych zbiornikach z wodą o temperaturze ciała separując w ten sposób od większości bodźców zewnętrznych. Eksperymenty te miały na celu udowodnienie teorii mówiącej, iż pozbawiony zewnętrznych bodźców umysł rekompensuje sobie ich brak wytwarzając własne. Już po krótkim czasie przebywania w zbiorniku uczestnicy eksperymentu rzeczywiście mieli wyraźne halucynacje. To, co widzieli było tak obrazowe, iż nie byli w stanie powiedzieć, czy były to sny, czy jawa." Doświadczenie to przemawia za tym, iż każdy, kto jest w stanie zejścia śmiertelnego jest pozbawiony bodźców zewnętrznych, przez sam fakt przerwania procesu życia i wówczas mechanicznie przechodzi na "program", w którym rzeczywiście doświadcza relacji takich jak, wędrówki między żywymi, czy też widzenie tunelu, światłości, itp. Przypadkowe spostrzeżenie Olafa Blany'ego dowodzą tego, że rozpoznał miejsce centralne w mózgu, stymulujące i kontrolujące prawidłowe funkcjonowanie kończyn dolnych, a więc nóg - co potwierdza fantomowe widzenie jedynie dolnej części ciała. W końcu to właśnie mózg jest odpowiedzialny za całokształt naszego myślenia, postrzegania, rozumowania i odczuwania.
Naukowcy, chcąc zrozumieć mechanikę mózgu, próbują dokonywać przeróżnych odkryć, czego dowodzą badania wielu z nich w tym: P.Broca, czy K. Wernicka. Inni z kolei badacze m.in.: p. Mirosław Wilk, Kazimierz Bzowski, czy niemieccy naukowcy Grażyna Fosar i Franz Bludorf, dowiedli, iż wpływ na postrzeganie pozazmysłowe, oraz odmienne stany świadomości ma podwyższone promieniowanie tła ziemi. Otóż np.; co pisze na ten temat w swej książce wspomniany Kazimierz. Bzowski:
"Badałem ślady miejsc, w którym podwyższone było promieniowanie za pomocą dozymetru. Instrument o tej nazwie, to precyzyjne urządzenie elektroniczne, posiadający w swym wnętrzu dwa liczniki Geigera. Zasilany 9-voltową baterią jest bardzo lekkimi poręcznym sprzętem do badań w terenie. Za jego pomocą, można określić np.: stopień napromieniowania terenu w zakresie gamma, również innymi emisjami radioaktywnymi np. beta. Jednostką pomiarową jest mikro-Rentgen
na godzinę / mkR/h /. Ta jednostka to zaledwie 1 milionowa część Rentgena, czyli znikomo mała i niezbędna w procesach życiowych. Wstępnym badaniem jest zawsze określanie poziomu "tła", czyli otoczenia w kilku punktach odległych, o co najmniej 50 metrów od miejsca właściwego pomiaru. W normalnych warunkach na terenach wiejskich promieniowanie to nie przekracza zazwyczaj 6-8 jednostek mkR/h.W miastach odnotowuje się, poziom takiego promieniowania do 10 mkR/h. W specyficznych miejscach poziom promieniowania na niedużym obszarze wzrasta do 24 mkR/h, a później wartość ta w miarę upływu czasu maleje, aż spada do poziomu tła otoczenia. Co za tak podwyższonym promieniowaniem się kryje?
-Mąż kobiety miał późno wrócić do domu. Jako dobra gospodyni przygotowała mu na kolację rosół z kury. Po godzinie dwudziestej trzeciej, gdy już wrócił, sam własnoręcznie zamknął drzwi i usiadł w pokoju przed telewizorem. Kobieta podgrzała wystygnięty rosół i niosła go korytarzem do pokoju, gdy nagle... "Wyrosła przed nią postać mężczyzny ubranego w białą szatę, przepasaną złotym sznurem. Miał on ze dwa metry wzrostu, twarz ludzką sympatyczną i długie blond włosy opadające do ramion. Postać wisiała w powietrzu tak ze 30 cm nad podłogą, po czym odezwała się: "nie bój się jestem twoim przyjacielem"- w tym momencie kobieta wylała cały rosół na podłogę, bo jej ręce się trzęsły... Gdy tak chwilę stała w osłupieniu postać ta mówiła dalej: "Jesteś w piątym miesiącu ciąży". -Nonsens - krzyczała - nie jestem! Na tę chwilę z pokoju wynurzył się mąż: -z kim gadasz? Co to za chłop? Ujrzawszy postać, chciał pochwycić intruza. Zdążył tylko zobaczyć jak powietrze zamieniło się w lej, a ta postać w nim się zapadła. Po nieprzespanej nocy postanowili, że odwiedzą ginekologa, by sprawdzić jak to naprawdę jest. Okazało się, że rzeczywiście jest w ciąży, pomimo, że miała normalne miesiączki. 6.XII urodził się syn a na imię dano mu Grześ. Ta historia jest najbardziej niezwykłą, z jakimi dane mi było się zetknąć, jest również całkowicie autentyczna. Do dziś śledzę niezwykłości ich syna Grzesia. Niezwykłe w tym wszystkim jest również to, że poziom miejscowego promieniowania wynosi bezustannie 24 mkR/h i wcale nie spada do tła regionalnego, mimo upływu lat." (Kazimierz Bzowski).
Innym przykładem, tego typu fenomenu mogą być wielokrotnie opisywane wydarzenia w Wylatowie. Otóż na obszarze gdzie znajduje się ta miejscowość odnotowano wzrost promieniowania wynoszącego 13,5mkR/H i 14,4mkR/H w miejscach szczególnych tj., gdzie obserwowano dziwne zjawiska. Tymczasem w obrębie obszarów wiejskich norma ta kształtuje się na poziomie 6-8mkR/h.. Badacze zjawisk nieznanych używają czułej aparatury, z której można dowiedzieć się, czy ludzie doświadczający halucynacji, omamów, doznania opuszczania ciała, znajdują się w zasięgu podwyższonego promieniowania. Kiedy badano moje doświadczenia związane z wizjami i spontanicznym, czy spontanicznym opuszczaniem ciała, zauważono, że poziom promieniowania wynosił 14 mkR/h. Jednoznacznie wykazuje to, że mózg ludzki czuły jest na biofizyczne procesy. Dzięki wspomnianym badaniom udało się ustalić, że określona stymulacja podnosi promieniowanie około mózgowe a poddane jej osoby znacznie łatwiej wchodzą w odmienne stany świadomości i zaczynają odbierać to, co wielu ludzi doświadcza będąc w stanie bliskości śmierci. W przypadkach, gdy organizm umiera promieniowanie ciała jako takie ustaje, wzrasta natomiast promieniowanie mózgu. Powoduje to powstanie istotnej różnicy w stosunku do promieniowania otoczenia i wówczas dana osoba zaczyna postrzegać obrazy, które fizycznie nie istnieją. Analogicznie jest z ludźmi, którzy świadomie wprowadzają się w stan śpiączki, by w ten sposób uzyskać niezwykłe mistyczne przeżycia - a także w normalnych warunkach, gdy człowiek jest świadomy tego, co, widzi przed swoimi oczami w stanach medytacji, czy zamyślenia. Śmierć kliniczna moim zdaniem nie ma nic wspólnego z odkryciem, jakiego dokonali naukowcy szwajcarscy i francuscy. Jedno przypadkowe doświadczenie nie może tworzyć fundamentu do obalenia innych odkryć, nad którymi pracowały m.in. Schmidt i Jahn używając w swych badaniach binarnych generatorów REG. Ich osiągnięcia naukowe potwierdzają istnienie psychokinezy, prekognicji, czy postrzegania pozazmysłowego. Specjaliści słusznie uznali, że doświadczenia "śmierci klinicznej" są ważne i znaczące dla świata nauki. Zachęcam do przeczytania książki popularnon0-naukowej pt.: "Wyjaśnienia Niewyjaśnionego" autorstwa: Hans J. Eysenck i Carl Sargent. Wydawnictwo: Świat Książki. Możemy z niej dowiedzieć się, czym jest termin " Życie po śmierci":
"Istnienie PSI implikuje, że Umysł może działać poza granicami ciała. Jest to szczególnie wyraźne w przypadku psychokinezy, gdzie człowiek samą siłą woli zdaje się działać na oddalone obiekty i zdarzenia. Można by powiedzieć, że świadomość nie jest zlokalizowana nie jest ograniczona fizycznymi granicami naszego mózgu. Logiczne jest, więc, że powinniśmy szukać dalszych dowodów na oddzielanie się Umysłu od Ciała." Jest faktem, że jak dotąd żadnemu ze specjalistów nie udało się
zbierać dokładnych danych na temat zachowania się Ciała u tych, którzy zetknęli się ze śmiercią. Wszyscy koncentrowali się na przeżyciach i odczuciach Umysłu. Chce wreszcie powiedzieć - na podstawie własnego doświadczenia - by rozwiać jakiekolwiek wątpliwości, że człowiek, który znalazł się "po drugiej stronie", nadal posiada świadomość swego istnienia. Aby to udowodnić opiszę również, jak przebiegał u mnie proces fizyczny w czasie umierania i jak to wyglądało, gdy wróciłam do pełnej równowagi zdrowotnej i psychicznej.
-Na trzy miesiące przed porodem doświadczałam stanu, w którym byłam pewna, że mojemu życiu zagraża niebezpieczeństwo, czułam bardzo mocne lęki przed zbliżającą się śmiercią, choć fizycznie nic na to nie wskazywało. Owszem pojawiły się pewne problemy w poruszaniu się, jednak ginekolog przeoczył lub zlekceważył fakt, że mam ciążę z łożyskiem przodującym. Na pięć dni przed planowanym porodem w domu dostałam krwotoku. To, że żyję jest zasługą szczęścia i dobrej organizacji służb medycznych. Fizycznie nie czułam żadnego bólu, a jedynie totalne zimno, a później wiotkość kończyn i trudności w oddychaniu. Nastąpiła utrata barw i nie dające się zlokalizować zniekształcone głosy. Mimo to zapamiętałam jeszcze parę zdań, zanim straciłam kontakt z rzeczywistością po podaniu eteru. Przeszłam na plan opuszczania ciała... Gdy po dwóch dobach wracałam do przytomności nadal widziałam personel medyczny w szarych kolorach. Sylwetki były zniekształcone i jakby wyżej uniesione a przy tym oddalone od mojego łóżka. Inaczej pojmowałam sens tego, co do mnie mówili lekarze i pielęgniarki. Zrozumiałam np., że urodziłam trzy córki, a w rzeczywistości chodziło o trzecią córkę. Jeszcze dwukrotnie traciłam przytomność, co niepokoiło lekarzy. Moje życie było dalej zagrożone. W tych stanach traciłam pamięć i nie rejestrowałam obrazów związanych z opuszczaniem ciała, po prostu niczego nie pamiętałam. Później odzyskałam barwy w oczach i zaczęły kształtować się obrazy.
Nadal natomiast nie pamiętałam nazw przedmiotów, czasowników i przymiotników. Moja próba porozumiewania się za pomocą języka mowy była śmieszna i wyglądała niedorzecznie dla tych, którzy mnie słuchali. Przestałam rozmawiać, by lekarze nie uznali mnie za psychicznie chorą. Kiedy już po raz pierwszy usiadłam na łóżku wpadłam w szok. Zobaczyłam siebie potwornie grubą i nie wiedziałam, dlaczego tak się stało. Wtedy lekarze wyjawili mi całą prawdę. Okazało się, że oprócz skomplikowanego porodu, nastąpiła niewydolność pracy nerek, a także niedotlenienie mózgu. Lekarz zapewnił mnie, że wszystko wróci do normy. Szybko nastąpił gwałtowny przełom w powrocie do zdrowia. Podawana krew i osocze powodowały u mnie nadciśnienie i zaczęły zagrażać mojemu życiu. Ponownie zaczęłam odczuwać potworne zimno a innym razem potworne gorąco. Mimo iż lekarz był innego zdania, to ja jednak upierałam się, by mnie odłączył od krwi, gdyż czuję się bardzo silna. Gdy w końcu to uczyniono nic już nie nastąpiło i po dwunastu dniach powróciłam do domu. Dziś zastanawiam się jak to jest możliwe, że miałam amnezję i nie pamiętałam języka mowy, oraz faktów z życia, lecz bardzo dokładnie pamiętałam cały przebieg doznań " Życia po śmierci". Przecież, skoro miałam już martwicze zmiany w mózgu to powinnam również zapomnieć to, co doświadczyłam w stanie śmierci, albo - przy przyjęciu koncepcji negującej stan śmierci klinicznej - mózg nie powinien w ogóle tworzyć i rejestrować żadnych pośmiertnych obrazów. Wraz ze zmianami, jakimi on został dotknięty, powinna uledz zniszczeniu pamięć nie tylko mojego życia i mowy, ale też doznań "śmierci klinicznej". A jednak stało się inaczej. Co więcej - już po dwunastu dniach wróciłam na tyle do zdrowia, że wypisano mnie ze szpitala. Sprawą drugorzędną jest to, że od początku uczyłam się i kojarzyłam fakty. Dziś nawet szybciej myślę jak mówię.
O tym czy śmierć kliniczna istnieje, czy nie tak naprawdę mogą powiedzieć nie badacze i naukowcy, lecz ludzie, którzy tego stanu doświadczyli. Ludzie ci nie wprowadzili tu żadnych nowych pojęć, bo jedynie potwierdzili to, co było znane już w czasach Starego Świata i Starego Testamentu. Wyrastam na korzeniach takiego przeżycia i bliskie mi są te zagadnienia. Dlatego też mam tu doświadczenie i wykreowany na to pogląd. Skłaniam się ku nowemu pojęciu i przychylam się do założeń, R.Moody, w których jest mowa o tym, że świadomość nie ma charakteru lokalnego.
PRZYPADEK ELFRYDY
Zbyt dużo jest takich relacji, gdy dowiaduje się córka od matki, że nadszedł czas odejścia, gdyż wszystkie znaki z nieba i z ziemi na to wskazywały. Relacje te bardzo wyraźnie prezentują jak łatwo umierająca rozstaje się z życiem, gdyż na nową drogę została przygotowana przez wgląd do życia po śmierci, kiedy oddzieli się od ciała. Do takiej drogi również przygotowana była Elfryda Karwant. Jej córce Marcie zawdzięczam list wnoszący wiele cennych informacji do moich badań. W liście tym jest pięknie opisany dialog odchodzącej:
-"Moja matka Elfryda K. była bardzo religijną kobietą, wszelkie cierpienia, nawet te zadane przez ludzi, potrafiła cierpliwie znieść i wynagradzać modlitwą za krzywdy. Bogatym nie zazdrościła twierdząc, że dłużej pragnie swej biedy niż innych rozkoszy, bo w tej roli bardziej kocha Boga. Pracowała ciężko w pocie czoła jako kobieta na polu. Kiedy miała 34 lata, została wdową. Pewnego dnia zabrakło jej sił i choroba mocno w nią weszła, podjęłam nad nią opiekę, bo od mojej siostry doświadczyła tylko wiele przykrości, co pogorszyło stan zdrowia. W kwietniu, 1991r., kiedy wróciłam do domu z lekarstwami zauważyłam, że matka po prostu nie żyje - świadczył o tym wygląd i zimne ciało, - żadnej reakcji serca. Długo walczyłam, żeby matkę przywrócić do życia, zależało mi na tym - a w ogóle to przed odchodnym nie wyglądała na to, żeby miała już nastąpić śmierć. Matka otworzyła oczy, które już inaczej były odwrócone, głęboko złapała oddech i pierwsze słowa, jakie wydobyła z siebie skierowała do mnie:- ,Po co mnie opamiętałaś, tam było tak pięknie. Najpierw pojawił się korytarz a później ogromna jasność, tam nie czułam bólu, smutku. Nawet wymieniła osoby, które zobaczyła a naprawdę już nie żyły. Słyszała głos: "Ty jeszcze tam wrócisz, twoje cierpienia niedługo się skończą, ale nie dzisiaj". Do samej śmierci powtarzała mi, że gdybym później przyszła, to już bym jej nie zbudziła. Zapytałam, czy widziała tam swoich rodziców lub istotę, rzekła: - "nie, bo za życia mnie krzywdzili, więc po śmierci nie mieli odwagi na spotkanie". W październiku 1992r. była w szpitalu i zawsze na moich odwiedzinach wyglądała pięknie jak anioł, choć bardzo ją bolało. Pacjenci twierdzili, że matka ma często zapaść i lekarze przywracają jej życie. Matka nie chce mnie martwić, zaprzeczała temu, więc poszłam do lekarzy użalając się,
że nikt mi prawdy nie mówi o jej stanie zdrowia, choć pacjenci wiedzą więcej. Wtedy powiedzieli mi, że kilka razy przywrócili ją do życia. Powiedział mi również lekarz, że ona do kogoś rozmawia.
Kiedy matkę zapytałam, z kim rozmawiała i czy to pamięta odpowiedziała:" Wiem, tak było, bo ja:- pokazała ręką tam na suficie - widziałam dokładnie to, co oni ci powiedzieli" i nadal mówiła coś o pięknej krainie. Zlekceważyłam to, mogłam wiedzieć więcej, ale sądziłam, że matka ma temperaturę. W dniu 22.XI.1992r. kiedy przyszłam do szpitala matka rzeczywiście miała temperaturę, ale wiedziała, że ja podążam do szpitala. Powiedziała do mnie, " jakoś długo szłaś do tego szpitala". Później zmieniła temat i zaczęła mi opowiadać, co widziała: "Lekarz medycyny Łucjan Mende, (który już dawno nie żyje) wnosi deski a inne życzliwe osoby robią mi ażurową altanę". Przelękłam się bardzo i mówię:
-Matko, na co tobie są potrzebne deski, przecież lekarze mówią, że ty jeszcze dwa lata pożyjesz.
-Nieprawda - dodała - to, co ja widzę to już będzie koniec, żal mi tylko ciebie córko.
Lecz już następnego dnia, szłam mocno zaniepokojona do szpitala.
-Mamo, jak ja się cieszę, że ty żyjesz. Miałam sen, że ty spadłaś do głębokiej studni, ja natomiast leżąc na ziemi podawałam moje ręce, lecz była przestrzeń miedzy nami i nie mogłam cię wyciągnąć.
-Widzisz córko, to są oznaki i dla ciebie, że nie wyciągniesz mnie stąd, a ta studnia to moja mogiła. Zwierzyłam się lekarzowi, że matka mówi o zmarłym lekarzu.
On mi odpowiedział, że moja matka jest TU i TAM. W dniu 24.XI.1992r. kiedy przyszłam do szpitala matka już nie żyła. Wiem, że w trakcie rozmowy z lekarzami wypowiedziała moje imię Marta i zmarła mając 73 lata. Była kobietą wyniszczoną od pracy, ale po śmierci przybrała twarz anioła. Ludzie, którzy chcieli ją zobaczyć i ksiądz nie mogli nadziwić się skąd wzięła się ta młodość i piękno na jej twarzy". ( Marta, K. Odra)
Relacja ta bardzo wyraźnie prezentuje jak łatwo umierająca rozstaje się z życiem, gdyż na nową drogę została przygotowana przez wgląd do życia po śmierci, kiedy oddzieli się od ciała. Nie tylko matka została pouczona, to samo doświadczyła również córka, ale trochę w innej formie, bo w drodze snu. Ta tak prosta kobieta nie miała problemu z interpretacją snu córki. Dlatego nie można wiedzą naukową twierdzić, że doznania są fikcjami, bo w takich okolicznościach wszystkim jest łatwiej znieść fakt umierania i zrozumieć, że Siły Wyższe rządzą się własnymi prawami i żadne prawa nauki tego nie zmienią.
autor pamiętnika Alicja Ziętek

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

DUCHY NAS WIDZĄ

Nie ściągajcie duchów do swoich domów! -cz1